Jak działa cewka? Od strumienia magnetycznego do indukcyjności

Cewki to bardzo zmyślne urządzonka. Potrafią magazynować energię, tłumić sygnały elektryczne, wytwarzać potężne łuki elektryczne i być… przekorne. A wszystko to przez jedną, niepozorną cechę, zwaną indukcyjnością.

Dzisiejszy artykuł powstał dzięki wsparciu Patronów na Patronite.

Dziękuję za Wasz wkład!

Ten, Który Się Spóźniał

Sponsorem dzisiejszego artykułu jest Joseph Henry – człowiek słynący z tego, że tak bardzo ociągał się z publikacjami swoich odkryć, że dziś niewielu kojarzy jego nazwisko. Poznajcie się:

Joseph Henry (1797 – 1878)

Jeśli chodzi o badania nad elektromagnetyzmem, Henry nie odstawał geniuszem od takich osobistości jak André Ampère czy Michael Faraday. Na swoim koncie miał całą gamę ważnych odkryć, niestety niezbyt szybko dzielił się nimi ze światem. Przez to większość z nich przypisuje się dziś Faradayowi, który niezależnie zajmował się tą samą dziedziną w podobnym czasie. A mówią, że prokrastynacja to choroba XXI wieku…

Od prostego drutu do podkowy

Wiesz już, że Henry nie przejmował się za bardzo upływem czasu i najpewniej nie miał w domu kalendarza. Ale czego tak właściwie dokonał? Inspiracją jego drogi zawodowej były wydarzenia z 1820 roku. Wtedy to fizyk Hans Christian Ørsted położył obok przewodu elektrycznego kompas, włączył prąd i zauważył, że wskazówka kompasu się odchyla. Moment ten nazywamy odkryciem elektromagnetyzmu.

Jeśli rozłożymy wokół takiego przewodu kilka kompasów, to zobaczymy, że pole magnetyczne ma kształt okręgu. A dokładnie mówiąc walca, bo nieważne czy kompasy umieścimy trochę wyżej, niżej, bliżej, czy dalej od przewodu, to w każdym miejscu znajdziemy jakiś okrąg.

Wygląda fajnie, ale najważniejszy jest fakt, że przewód, przez który płynie prąd, staje się magnesem. Czy to znaczy, że da się nim coś przyciągnąć? Pewnie! Jedyny minus jest taki, że przewód to bardzo słaby magnes, ale i z tym XIX-wieczni inżynierowie sobie poradzili. Jednym z nich był William Sturgeon, który 5 lat po odkryciu elektromagnetyzmu przez Ørsteda, zaprezentował pierwszy w dziejach ludzkości elektromagnes.

Składał się on z miedzianego drutu, owiniętego wokół żelaznego pręta wygiętego w podkowę. Naczynia oznaczone jako Z i C to bieguny baterii, aczkolwiek nie są one dla nas dziś istotne.

Jeśli czytałeś mój artykuł o magnetyzacji to wiesz, że żelazo niesamowicie wzmacnia wszelkie zjawiska magnetyczne. Sturgeon też o tym wiedział, dlatego wykorzystał żelazny pręt w roli rdzenia. A czemu wygiął go w podkowę? Bo taki kształt dawał gwarancję silnego i trwałego magnesu. Opowiem o tym innym razem.

Ważniejszy od kształtu pręta jest owinięty wokół niego miedziany drut. No właśnie, dlaczego Sturgeon go owinął? Czy tak było mu po prostu wygodnie? A może to czysty przypadek? Powiem ci coś w sekrecie: nie ma takich przypadków.

Dlaczego warto zwinąć przewód w sprężynę?

Ørsted, który odkrył elektromagnetyzm, nie do końca rozumiał jak to wszystko działa. Stąd po prostu spisał to co zobaczył (i na oko wydedukował), po czym wypuścił tekst w świat (czyli opublikował). Temat podchwycił nie byle kto, bo sam André Ampère, który po 3 latach badań opublikował równanie nazywane dziś Prawem Ampera.

Prawo Ampera pozwala obliczyć indukcję magnetyczną pola o dowolnym kształcie. Jeśli nie kojarzysz czym jest indukcja i chcesz dowiedzieć się więcej o Prawie Ampera, zapraszam tutaj.

W telegraficznym skrócie wygląda to tak: pole magnetyczne magnesu sztabkowego ma inny kształt niż pole magnesu podkowiastego, sferycznego itd. To samo dotyczy przewodów przez które płynie prąd: inny kształt ma pole wokół prostego przewodu, a inny wokół przewodu wygiętego w łuk. A dlaczego kształt pola ma znaczenie? Bo od niego zależy wartość indukcji magnetycznej B – im wyższa indukcja, tym silniejsze pole magnetyczne.

William Sturgeon, projektując swój elektromagnes, celował rzecz jasna w jak najwyższą wartość indukcji. Oznaczało to wiele wieczorów spędzonych z kartką, piórem i Prawem Ampera przed oczami.

Prawo to jest czymś w rodzaju przepisu. W swej surowej formie wygląda dość nieprzyjemnie, ale wystarczy podstawić do niego kilka informacji o interesującym nas kształcie, a w wyniku otrzymamy prosty wzór. Nie będziemy oczywiście uprawiać tutaj tyrady matematycznej. Pokażę Ci po prostu rozwiązania Prawa Ampera dla 4 różnych kształtów przewodu, które Sturgeon na pewno rozpatrywał:

Jeżeli powyższe równania wciąż wydają Ci się skomplikowane to bez obaw – nie musimy ich tak naprawdę rozwiązywać do końca. Wystarczy przyjąć, że prąd płynący w każdym z przewodów to I = 1 A, a punkt p, w którym porównujemy wartość indukcji B, znajduję się w odległości r = 1 m od przewodu. Podstawiamy te dane do naszych równań i otrzymujemy:

Zdecydowanie najwyższy wynik daje pętla przewodu w kształcie okręgu. Generowane przez nią pole magnetyczne jest o 25% silniejsze od pola pętli kwadratowej, 2 razy silniejsze od półpętli i ponad 3 razy silniejsze od prostego przewodu. Mówiąc bardziej obrazowo: jeśli elektromagnes zbudowany z prostego przewodu może podnieść 3 kg, to samo zwinięcie go w pętlę podnosi udźwig do 9 kg. Jest różnica, prawda?

Dlaczego magnetyzm lubi kształt pętli?

No dobrze, liczby liczbami, ale co takiego szczególnego jest w pętli, że daje ona aż tak dobre wyniki? Niestety na prostym rysunku 2D nie da się tego pokazać, dlatego po raz pierwszy na moim blogu pójdziemy w pełne 3D. Oto prosty przewód z prądem:

Czarne okręgi wokół przewodu to oczywiście pole magnetyczne. Narysowałem tylko dwa zestawy po dwa okręgi, by nie komplikować grafiki. A teraz do naszego przewodu zbliżamy gruby, żelazny rdzeń.

Ferromagnetyki (takie jak żelazo) działają niczym wzmacniacze pola magnetycznego. Im więcej linii pola je przecina, tym efekt jest lepszy. U mnie pręt przecinany jest przez 4 linie. Zobaczmy jak sytuacja zmieni się, gdy zwiniemy nasz przewód w pętlę, a rdzeń umieścimy w jej wnętrzu:

Wcześniej dwa zestawy kręgów przecinały rdzeń w dwóch oddalonych od siebie miejscach. Teraz wszystko skoncentrowało się praktycznie w jednym punkcie. Dlatego właśnie najwyższy wynik Prawa Ampera uzyskamy dla pętli – w jej wnętrzu nakłada się bowiem ogromna liczba linii pola magnetycznego, emitowanego przez pętle.

Zgoda, w tym konkretnym punkcie pole magnetyczne będzie bardzo silne. A co z całą resztą rdzenia, do której pole magnetyczne nie dociera? Przecież to czyste marnotrawstwo! Jasne, dlatego cały rdzeń trzeba otoczyć kilkoma takimi pętlami.

Jak widzisz, linie magnetyczne poszczególnych pętli drutu łączą się ze sobą, tworząc jedno wielkie pole, które teraz przecina rdzeń na całej jego długości. A jeśli jesteś stałym czytelnikiem mojego bloga, to taki kształt pola magnetycznego mogłeś już gdzieś widzieć…

Pole wokół rdzenia otoczonego pętlami drutu wygląda identycznie jak pole magnesu trwałego. Cóż za przypadek! Przypadek? Magnesy trwałe charakteryzują się dużą siłą i koncentracją pola magnetycznego. Nic więc dziwnego, że Sturgeon próbował odtworzyć dokładnie taki kształt pola, projektując swój elektromagnes. No może nie dokładnie taki, bo jego interesował kształt pola emitowanego przez magnes podkowiasty, ale rozumiesz sam zamysł.

Pole magnetyczne wokół magnesu trwałego w kształcie podkowy

William Sturgeon – nie-wynalazca cewki elektromagnetycznej

W świetle wszystkiego co do tej pory omówiliśmy, konstrukcja Sturgeona zdaje się mieć sens, a jednak coś z jego projektem było nie tak…

Jeśli miałeś kiedyś okazję przyjrzeć się współczesnym cewkom to zapewne widziałeś, że mają one setki, czasami tysiące ciasno upakowanych zwojów. U Sturgeona zwojów jest zaledwie 18, a ich sposób ułożenia trudno nazwać kompaktowym. Dlaczego tak to zrobił?

Źródła historyczne podają, że w tamtym czasie nie istniały jeszcze izolowane druty. Stąd, by uniknąć zwarcia, Sturgeon musiał odsunąć od siebie uzwojenia. Ok, rozumiem, ale przecież żelazny pręt też przewodzi prąd, prawda? Czy on nie wywołuje zwarcia? Okazuje się, że nie, bo Sturgeon wcześniej go polakierował.

Dlaczego w takim razie nie zrobił tego samego z drutem? Tego źródła już nie podają. Wygląda to tak jakby, owszem, zadbał o owinięcie przewodem całego rdzenia (by efekt wzmocnienia pola był jak największy), ale z jakiegoś powodu nie docenił dodatkowych benefitów, jakie daje gęste nawinięcie drutu.

Ciemniejsza strona cewki

Konstrukcja cewek bliższa temu co znamy współcześnie pojawiła się dopiero po kilku latach i była efektem wyścigu Henry’ego i Faradaya o tytuł Króla Elektromagnetyzmu.

Henry był Amerykaninem, Faraday Anglikiem, stąd początkowo znali się jedynie z czasopism naukowych (czytując swoje artykuły). Do spotkania ,,w realu” doszło dopiero w latach 30tych, gdy obaj byli już naukowymi gigantami w dziedzinie elektromagnetyzmu.

I choć w swej pracy dochodzili do podobnych wniosków, to każdy z nich szedł własną drogą. Przykład? Spójrzmy na rozwinięcie pomysłu Sturgeona w wykonaniu obu uczonych: Faraday zastąpił podkowiasty elektromagnes toroidem (pierścieniem), a Henry dyskiem.

Pierścień Faradaya [1]
Dysk Henry’ego [2]

Oba rozwiązania potwierdzały prostą zasadę: chcesz mieć silną cewkę? Musi ona mieć od groma, ciasno upakowanych zwojów. Może trudno w to uwierzyć, ale widoczny powyżej dysk Henry’ego skrywa w sobie ponad 600 m cienkiego, miedzianego drutu!

Pewnie jesteś ciekaw, która koncepcja była lepsza? Okazało się, że… obie były doskonałe. Rywalizacja technologiczna, która w tym wypadku nie miała w sobie znamion wrogości, zaowocowała stworzeniem dwóch niezwykle ważnych dla naszej cywilizacji wynalazków. Pierścień Faradaya ewoluował w generator elektryczny, zaś koncepcja Henry’ego przeistoczyła się w transformator. Kto wie gdzie bylibyśmy dzisiaj, gdyby w ten sposób konkurowali ze sobą wszyscy uczeni? (tak, o to tobie mówię Newton).

Na generatory i transformatory przyjdzie jeszcze czas. Póki co wróćmy do cewek, które w wykonaniu Henry’ego i Faradaya zaczęły przejawiać pewne nietypowe, wręcz niepokojące cechy. Ot na przykład odłączenie cewki od źródła napięcia powodowało przeskok ogromnej iskry.

Może nie aż tak ogromnej, ale wyglądającej bardzo podobnie

Dobrze zrozumiałeś: odłączenie, nie podłączenie. Może wyjaśnię w ten sposób: wyobraź sobie sytuację, w której podłączasz metrowy przewód do baterii, potem go odłączasz i… nic. A teraz dokładnie ten sam przewód zwijasz w sprężynę, podłączasz do baterii, odłączasz i… BUM! Obrywasz iskrą. Niezwykłe, prawda?

Środowisko naukowe również musiało być tym nieźle zszokowane, biorąc pod uwagę fakt, że Henry zdążył jako pierwszy podjąć próbę wyjaśnienia tego zjawiska. Wydedukował, że wytwarzane wokół cewki pole magnetyczne jest jednocześnie jej magazynem energii. Kiedy napięcie zasilające cewkę nagle znika, pole magnetyczne się zapada, a energia zostaje oddana w formie efektownej iskry.

Założenie to było z grubsza trafne, jednak jego eksperymentalne potwierdzenie i ubranie w schludne, matematyczne ramy okazało się dość skomplikowane. Wielkość powstającej iskry zależała bowiem nie tylko od indukcji magnetycznej wytwarzanej przez cewkę i płynącego przez nią prądu, ale też od jej gabarytów oraz liczby zwojów. W dużej mierze to właśnie dzięki Henry’emu udało się to wszystko jakoś poskładać w jedną całość, zwaną dziś indukcyjnością.

Od strumienia magnetycznego do indukcyjności

Zrozumienie indukcyjności jest jak zdobycie czarnego pasa w karate – trzeba przejść pewną drogę. Ta zaczyna się rzecz jasna od absolutnych podstaw, którymi w przypadku magnetyzmu są linie pola magnetycznego.

Skoro pole magnetyczne jest dla cewek magazynem energii, to znaczy, że im jest ono potężniejsze, tym przechowuje więcej energii, prawda? No dobrze, ale co to znaczy, że pole jest potężne? Sprawdźmy to na przykładzie pojedynczej pętli przewodu.

Jeśli podstawowym budulcem pola magnetycznego są linie, to logicznym wydaje się, że im więcej linii przepływa przez pętle, tym pole wewnątrz niej jest silniejsze. Jeśli zechcemy porównać dwie pętle przewodu o takiej samej średnicy, to silniejszym elektromagnesem powinna być ta, przez którą płynie więcej linii pola magnetycznego. Prawda?

Na rysunku po prawej, linii pola jest dwukrotnie więcej, niż na rysunku po lewej. A skoro obie pętle są takie same, to możemy powiedzieć, że pole po prawej jest znacznie gęstsze. To właśnie ów gęstość jest podstawową miarą siły pola magnetycznego – za chwilę do tego tematu wrócimy.

Oczywiście na rysunku bardzo łatwo takie linie pokazać i jeszcze łatwiej policzyć. A jak to wygląda w praktyce? Teoretycznie możemy rozsypać opiłki żelaza i w ten sposób dostrzec linie, ale to nie ma sensu. Dlaczego? Bo jeśli rozsypiesz grube opiłki, to zobaczysz mniej linii, niż gdy opiłki będą bardzo drobne.

Prawda jest taka, że to co widzimy za pomocą opiłków to ledwie wizualizacja pola magnetycznego (i to bardzo niedoskonała). Widzimy dzięki niej kierunek i ogólny kształt pola, ale nie jesteśmy w stanie określić jego rzeczywistej gęstości. Uczeni w XIX wieku też to w końcu zrozumieli i postanowili po prostu przyjąć jakiś standard.

Co-Gauss-Stworzył?

W tamtym czasie sporą nowością był zaproponowany przez matematyka Carla Gaussa pierwszy system jednostek zwany CGS (od centymetr-gram-sekunda). A jako że Gauss zajmował się również elektromagnetyzmem (wraz z kolegą Wilhelmem Weberem zbudowali pierwszy elektromagnetyczny telegraf), to jednostką indukcji magnetycznej został gaus [G].

Przyjęto wtedy, że jeśli indukcja magnetyczna wynosi 1 G, a pętla przewodu ma powierzchnię 1 cm2, to przez taką pętle przepływa jedna linia pola. Możemy to zapisać w postaci prostego wzoru:

Przekształcając nieco wzór dostrzeżemy to o czym mówiłem wcześniej: im wyższa indukcja, tym więcej linii przypadających na daną powierzchnię, czyli wyższa gęstość pola magnetycznego.

Linie, o których tu mówimy to oczywiście pewna konwencja. Możesz traktować ją jako coś w rodzaju pseudo-jednostki fizycznej. No dobrze, ale skoro linie te są czysto hipotetyczne i nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości, to po co trzymać się tej nazwy?

Podobna myśl musiała przemknąć przez umysły osób zajmujących się standaryzacją nauki, gdy wraz z rozwojem techniki pojawiły się indukcje rzędu kilogaussów i megagaussów, a wraz z nią potrzeba stosowania kilolinii i megalinii. Przyznasz, że brzmi to dziwacznie? Na szczęście po pewnym czasie wszyscy doszli do tego wniosku i tak powstał strumień magnetyczny.

Symbolem strumienia została dwudziesta litera greckiego alfabetu Φ (czyt. ,,fi”), a jednostką Maxwell [Mx] (ten od słynnych 4 Równań Maxwella). Jak definiowano strumień magnetyczny? Cóż… Tak samo jak linię magnetyczną, więc 1 gauss i 1 cm2 dawał strumień o wartości 1 Mx.

Zmiana ta była więc czysto stylistyczna. Zamiast kilolinii mieliśmy teraz kilomaxwelle, a megalinie zastąpione zostały megamaxwellami. Jednostki były może i przyjemniejsze, ale liczby wciąż zbyt duże. Rewolucja nadeszła dopiero wraz z przejściem na system SI (czyli w 1960 roku). Wówczas centymetr, gram i sekundę zamieniono na zestaw metr-kilogram-sekunda. Dwie z trzech podstawowych jednostek były teraz znacznie większe, a to oznaczało wielką denominację innych wielkości fizycznych.

I tak w elektromagnetyzmie gausa [G] zastąpiono teslą [T], a maxwella [Mx] weberem [Wb] (to ten co z Gaussem wynalazł telegraf elektromagnetyczny). Tym samym jeden weber wygląda od tamtej pory tak:

Dzisiejszy 1 weber równy jest dawnym 100 milionom maxwelli, więc, jak widać, udało nam się w ten sposób pozbyć kilku zer.

Strumień skojarzony z cewką

No dobrze, ale my tu mieliśmy dotrzeć do indukcyjności, a nie rozmawiać o jednostkach. W takim razie przechodzimy do następnego kroku, jakim jest grecki trójząb Ψ (czyt. ,,psi”). Litera ta oznacza strumień skojarzony. A co to jest? Tak na chłopski rozum, strumień skojarzony z czymś to taki strumień, który… jest z tym czymś połączony? Przepływa przez to coś? Dokładnie tak! Dla przykładu: strumień skojarzony z pętlą przewodu, to ta część strumienia, która przez tę pętlę przepływa.

Ale jak to ,,część strumienia”? Przecież jak w pętli z prądem wytwarzamy pole magnetyczne, to całe to pole (czyli tworzący ją strumień linii) musi przez nią przechodzić, prawda? Prawda. Dlatego w przypadku pojedynczej pętli drutu prawdą jest, że:

Za to w bardziej złożonych przypadkach pojęcie strumienia skojarzonego ma jak najbardziej sens. Na przykład wtedy, gdy w pewnej odległości od siebie znajdują się dwie pętle przewodu, ale tylko w jednej z nich płynie prąd.

Lewa pętla generuje pole magnetyczne, prawa jest tylko biernym odbiornikiem. W tej sytuacji nie trudno wyobrazić sobie, że nie wszystkie linie pola pierwszej pętli dotrą do drugiej. O takim przypadku mówimy, że strumień wytworzony przez pętlę pierwszą nie jest w całości skojarzony z pętlą drugą. A ma to dość duże znaczenie w przypadku oddziaływania ze sobą pętli drutu, czy całych cewek, o czym będziemy rozmawiać w przyszłości.

W praktyce więc wszelkie książki do elektrotechniki bardzo szybko pozostawiają za sobą ideę ogólnego strumienia Φ i przechodzą na jego skojarzony odpowiednik Ψ. Do tej jakże subtelnej operacji dochodzi zwykle w momencie skonstruowania cewki:

Tworząc pętlę wielokrotną, czyli sprężynę, wiemy, że przez każdy jej fragment przepływa taki sam prąd I. Skoro prąd jest taki sam to pole magnetyczne wokół każdej pętli jest takie samo, a co za tym idzie, przez każdą z nich przepływa taki sam strumień magnetyczny Φ.

Co się stanie gdy strumień jednej pętli napotka drugi? Eksperymenty wykazują, że pola magnetyczne nie przecinają się. W żadnym punkcie przestrzeni nie mogą istnieć dwa pola o dwóch różnych kierunkach. Zamiast tego pola łączą się, tworząc zupełnie nowe kształty. W przypadku cewki, której pętle mają takie same wymiary i są niemal równoległe, poszczególne strumienie po prostu sumują się, tworząc jeden, wielki strumień. Tym samym całkowity strumień skojarzony Ψ z naszą cewką wynosi:

Strumienie są identyczne, a więc de facto sumujemy N-razy tę samą liczbę (gdzie N to liczba zwojów cewki). Stąd równanie możemy skrócić do:

Jeśli chodzi o strumień skojarzony, to na razie tyle.

Co to jest indukcyjność cewki?

Od strumienia skojarzonego do indukcyjności został już tylko drobny krok. Wiesz już, że strumień skojarzony z cewką to inaczej cały strumień przepływający przez cewkę. Duży strumień oznacza gęste pole magnetyczne, a im jest ono gęstsze (silniejsze), tym może pomieścić więcej energii.

Ale co tak naprawdę wytwarza ten strumień? Co jest jego źródłem? Odpowiedź brzmi: prąd. To dzięki niemu wokół cewki powstaje pole magnetyczne i to on w praktyce jest jedynym źródłem energii, którą możemy w cewce zmagazynować.

To jak duży strumień uzyskamy przy danym prądzie zależy od wielu czynników, takich jak wymiary cewki, czy liczba zwojów. Jedna cewka pod wpływem prądu 1 A wytworzy strumień 10 Wb, inna 100 Wb. Mamy tutaj zatem dwie strony medalu – z jednej strony chcemy uzyskać jak największą wartość strumienia, z drugiej zaś fajnie by było, jakby dało się to zrobić przy możliwie jak najmniejszym prądzie (bo prąd kosztuje).

Cewka, która wytworzy 100 Wb na każdy amper jest po prostu lepsza od takiej, która wytworzy 10 Wb na amper. Gdybym to ja był XIX-wiecznym fizykiem, to wielkość określającą jak duży strumień wytwarza cewka przy danym prądzie nazwałby jakością cewki. Niestety ja tu nie miałem nic do gadania, więc ktoś tę wielkość nazwał indukcyjnością.

No cóż… do ciekawych nazw wrócimy przy okazji omawiania dobroci cewki (nie kłamię, takie coś istnieje), a tymczasem musimy zadowolić się tym co mamy, czyli wielką literą L. Dlaczego L? Ponoć dlatego, że wielkie I było już zajęte. A co z jednostką? Jako, że Faradayowi przypadł zaszczyt figurowania jako jednostka pojemności, to indukcyjność oddano Henry’emu. Dzięki temu, choć częściowo, jego wkład w elektromagnetyzm nigdy nie będzie zapomniany.

Patrząc na powyższy wzór widzimy, że cewka ma indukcyjność 1 H (jednego henra), gdy strumień 1 Wb generowany jest przez prąd 1 A. I wszystko byłoby z tym wzorem w porządku, gdyby nie fakt, że jest on mało wygodny.

Wyobraź sobie, że chcesz zbudować właśnie taką cewkę, która przy prądzie 1 A wygeneruje strumień o wartości 1 Wb. Jak to zrobić? Wiesz, że potrzebujesz cewki o indukcyjności 1 H, ale brakuje w tym wzorze informacji jak ją zrobić. Stąd jedyne rozwiązanie to budować kolejne cewki, puszczać przez nie prąd i mierzyć pole magnetyczne. To już Syzyf miał ciekawszą robotę…

Na szczęście Carl Gauss i Spółka (czyli różni matematycy) pokazali nam, zwykłym śmiertelnikom, kilka matematycznych sztuczek. Dzięki nim wzór na indukcyjność pokaże nam swoje ukryte oblicze, czyli przepis na budowę dokładniej takiej cewki, jakiej potrzebujemy.

Szczypta pieprzu, garść pieczarek…

W tym celu musimy zacząć się… cofać. Ale tylko matematycznie. Punktem wyjściowym jest wzór na indukcyjność, dlatego poniżej go przypomnę:

I teraz tak: co to jest Ψ? Z poprzednich akapitów wiemy, że Ψ = NΦ. Podstawiamy to do wzoru na indukcyjność i otrzymujemy:

Świetnie, idziemy dalej. Teraz, co to jest Φ? Cofając się kilka akapitów wyżej dowiesz się, że Φ = BS. Podstawiając, mamy już:

Jest coraz lepiej. A co to jest jest B? Tu będzie trudniej. Kilka akapitów wyżej podałem co prawda wzór na indukcję, ale dotyczył on pojedynczej pętli. W przypadku całej cewki Prawo Ampera daje nieco inny wynik. Pokazywałem go w artykule o magnetyzacji, więc musimy po niego sięgnąć aż tam:

Podstawiamy to do naszego wzoru na indukcyjność, upraszczamy co się da i koniec końców otrzymujemy:

Doskonale. Jak widać pozbyliśmy się całkowicie prądu i strumienia skojarzonego, a więc wszystkich zmiennych. Pozostały nam jedynie wielkości mające związek z konstrukcją samej cewki. Jest tutaj co prawda jeszcze ta nieszczęsna przenikalność magnetyczna, ale jej wartość możemy odczytać z tabel, więc z przymrużeniem oka uznajmy, że to taka stała. Znając jej wartość, możemy tak dobrać liczbę zwojów, ich powierzchnię i całkowitą długość cewki, by uzyskać dokładnie taką indukcyjność jaką chcemy. End of story.

I tak to właśnie było

Dziękuję za uwagę i mam nadzieję, że było ciekawie. To, czego się dzisiaj dowiedziałeś, dokładnie 200 lat temu otworzyło przed światem zupełnie nowe horyzonty. Energia elektryczna, wcześniej magazynowana jedynie w bateriach, mogła być od tej pory przechowywana w polu magnetycznym. To była jednak dopiero przystawka, bo już za kilka lat miało okazać się, że pole magnetyczne nie tylko przechowuje prąd, ale potrafi też go kontrolować w iście magiczny sposób. Ponownie zamieszana w to była, a jakże, indukcyjność, ale o tym porozmawiamy sobie następnym razem.

Do usłyszenia!


Dzięki za poświęcony czas!


Bibliografia

  1. Elektrotechnika – S. Bolkowski
  2. Podstawy elektrotechniki i elektroniki – M. Doległo
  3. https://fineartamerica.com/featured/faradays-electromagnetic-induction-ring-clive-streeter–dorling-kindersley–science-museum-london.html – zdjęcie pierścienia Faradaya
  4. https://commons.princeton.edu/josephhenry/joseph-henry/insulated-copper-coils/ – zdjęcie dysku Henry’ego
  5. https://www.britannica.com/biography/William-Sturgeon – krótka biografia Williama Sturgeona
  6. https://www.youtube.com/watch?v=AFxe12094H8 – historia spotkania Josepha Henry’ego i Michaela Faradaya

SEPapka
Mobilny Niezbędnik Elektryka
Sprawdź!
Krótka Historia Elektryczności
A może chciałbyś przeczytać ciekawą książkę?
Pewnie!

Czytaj dalejJak działa cewka? Od strumienia magnetycznego do indukcyjności

Magnetyzacja – dlaczego jest tak ważna?

Gdybyś zajrzał do Wikipedii dowiedziałbyś się, że magnetyzacja to dipolowy moment magnetyczny na jednostkę objętości ośrodka magnetycznego. Cóż za piękna definicja! Tobie też ona nic nie mówi? To świetnie! W takim razie zapomnijmy o niej i zobaczmy o co tak naprawdę chodzi w magnetyzacji.

Klasycznie polecam zapoznać się z moimi wcześniejszymi tekstami na temat magnetyzmu. Dzięki nim dowiesz się skąd w ogóle wziął się magnetyzm oraz czym są diamagnetyki, paramagnetyki i ferromagnetyki. Sporo nam to dzisiaj ułatwi. Oto link do pierwszego z artykułów:

Skąd się wziął magnetyzm? – artykuł na TeoriaElektryki.pl

Zaczynamy!

Czym jest magnetyzacja?

Po pierwsze i najważniejsze: magnetyzacja to inaczej namagnesowanie. Przyznasz, że to słowo brzmi już bardziej zjadliwie? A czy zdarzyło Ci się kiedyś namagnesować wkrętak lub jakieś inne żelazne narzędzie? Wystarczy kilka razy przeciągnąć magnesem wzdłuż metalowego elementu i voila! Nasz wkrętak zyskuje magnetyzację, czyli zostaje namagnesowany. W tym wypadku stan ten jest prawie trwały. To znaczy, że jeśli nie będziesz tym wkrętakiem o nic uderzał, ani go nadmiernie podgrzewał, to na pewien czas zachowa on nadaną mu magnetyzację. Rzeczy, które długo pozostają namagnesowane nazywamy magnesami. Do czego można taki magnetyczny wkrętak wykorzystać? Jeśli lubisz majsterkować, to dzięki niemu wszelkie śrubki będą znacznie rzadziej upadały na podłogę i uciekały pod kanapę.

Magnetyczny wkrętak vs. gwoździe

No chyba, że masz do czynienia ze stalą nierdzewną. Wtedy taki ręcznie namagnesowany wkrętak może nie dać jej rady. Wszystko dlatego, że stal nierdzewna jest trochę gorszym magnetykiem od zwykłej stali (czy żelaza). Pisząc gorszy magnetyk mam na myśli to, że znacznie trudniej jest taką stal przyciągnąć magnesem albo zrobić z niej magnes (czyli trwale namagnesować). Jeśli masz w kuchni jakieś nierdzewne naczynia albo sztućce, to możesz eksperymentalnie sprawdzić czy da się z nich zrobić tak samo silny magnes jak z kawałka zwykłej stali.

Nawet nie wiesz kiedy taka wiedza eksperymentalna może Ci się przydać! Kiedy pracowałem w firmie handlującej stalą nierdzewną, wielu klientów przychodziło do nas z magnesami. Dlaczego? Otóż wiedzieli oni, że stal nierdzewna jest znacznie słabiej przyciągana przez magnes niż zwykła stal. Do tego słyszeli opowieści o zalewającej rynek chińskiej stali, której nierdzewna była co najwyżej cienka, zewnętrzna powłoka. Za pomocą magnesów chcieli upewnić się, że nikt ich na pewno nie kantuje.

Jako że nasza stal była nierdzewna nie tylko z nazwy, magnesy co i rusz od niej odpadały, a klienci wychodzili zadowoleni. Raz jednak trafił się jegomość z dużym magnesem neodymowym. Widząc jak jego magnes nie zamierza samoczynnie pożegnać się z, rzekomo, nierdzewnym prętem, klient wpadł w poważne wątpliwości. I choć do transakcji ostatecznie nie doszło, to nikt pana jegomościa nie pragnął wówczas oszukać. Tak jak wspomniałem wcześniej: stal nierdzewna to znacznie słabszy (czy też gorszy) magnetyk od zwykłej stali. Nie oznacza to jednak, że nie da się znaleźć magnesu, który będzie ją w stanie przyciągnąć! Faktem jest, że istnieje co najmniej kilkanaście gatunków stali nierdzewnej, różniących się od siebie przenikalnością magnetyczną, a więc podatnością na magnetyzację. Powiem więcej: nie istnieje coś takiego jak materiał zupełnie niemagnetyczny. To oznacza, że możesz namagnesować tak naprawdę wszystko – drewno, plastik, wodę, a nawet powietrze!

Zanim jednak wybiegniesz na zewnątrz, wymachując w powietrzu magnesem (by je namagnesować), pozwolę sobie nieco ostudzić Twój zapał. Powietrze to przedstawiciel tak zwanych paramagnetyków. Słowo to w wolnym tłumaczeniu oznacza: da się namagnesować, ale efekt jest marny. Podobnie jest z diamagnetykami, których przykładem jest chociażby woda. O obu tych rodzajach materiałów pisałem w poprzednich artykułach, więc nie będę się tutaj powtarzał. Poza nimi istnieją też ferromagnetyki, czyli wszelkiej maści mieszanki żelaza, kobaltu i niklu, które dają się dość łatwo i mocno namagnesować. Właściwie wszystkie narzędzia warsztatowe jakie możesz posiadać należą do tej grupy, gdyż składają się w większości z żelaza. Te droższe są oczywiście nierdzewne (dzięki dodatkom takim jak chrom), co niestety znacznie obniża ich zdolności magnetyczne.

Jeśli zatem chcesz aby Twoje narzędzia były podatne na magnesowanie, bierz te najtańsze – w nich ,,nierdzewna” jest tylko farba, którą łatwo jest zdrapać. A jeśli wszystkie Twoje wkrętaki nie są zbyt chętne do magnetyzacji, to na pewno znajdziesz gdzieś w kącie jakiś żelazny łom. Efektywność magnesowania? Znakomita. Przydatność? Bliska zerowej, ale pomyśl, jak wiele osób może się pochwalić posiadaniem magnetycznego łomu?

My tu sobie żartujemy, a wbrew pozorom magnetyzacja to bardzo poważna sprawa. Jest to bowiem jedno z najważniejszych zjawisk w całej elektrotechnice. Ba, zaryzykuję stwierdzenie, że najważniejsze w historii całej naszej cywilizacji! Bez magnetyzacji nie mielibyśmy prądu w domach, a bez tego trudno wyobrazić sobie gdzie bylibyśmy dzisiaj. Przyznasz chyba, że warto rozumieć na czym polega zjawisko, które napędza cały świat?

Jak działa magnetyzacja?

Oto dwa najważniejsze zastosowania magnetyzacji:

  1. Wytwarzanie magnesów trwałych
  2. Przesyłanie energii elektrycznej

Zastosowania te, na pozór różne, bardzo silnie ze sobą korelują. Wystarczy wspomnieć, że do wytworzenia energii elektrycznej niezbędne są magnesy trwałe, a z drugiej strony nie da się wyprodukować dobrych magnesów trwałych bez energii elektrycznej. Jedno nie istnieje bez drugiego – cóż za synergia! Dodajmy do tego fakt, że w obu przypadkach korzysta się z ferromagnetyków, ale o zupełnie innych właściwościach. Do wytwarzania magnesów używa się bowiem tzw. ferromagnetyków twardych, które z kolei kompletnie nie znajdują zastosowania w przesyle energii, gdzie królują ferromagnetyki miękkie. Pokręcone to wszystko niczym wiertnica studni głębinowych, ale bez obaw. Za chwilę rozłożymy to na czynniki pierwsze.

Jak się ,,robi magnetyzację” już wiesz. Bierzesz do ręki jakiś przedmiot oraz magnes, a następnie pocierasz energicznie jednym o drugie. Wspomnę może od razu, że całe to pocieranie nie jest konieczne. Robimy tak, bo magnesy są zwykle małe, a chcemy dokładnie namagnesować każdy fragment naszego żelastwa. Stąd musimy się nim trochę ,,namachać”.

Szuru-buru

W skali przemysłowej wygląda to inaczej. Tam zasada jest prosta: chcesz bardzo mocno namagnesować coś bardzo dużego? Użyj do tego największego i najpotężniejszego magnesu jaki znajdziesz. A że pod względem mocy elektromagnesy znacząco przewyższają magnesy trwałe, to też nic dziwnego, że zwykle stawia się na te pierwsze.

Elektromagnesy zasługują na osobny artykuł, dlatego dziś wspomnę tylko ogólną zasadę ich działania: jeśli w przewodzie płynie prąd, to ten przewód zostaje namagnesowany. Weź zatem dużo przewodu, puść przez niego horrendalnie duży prąd i już – masz elektromagnes. Podpowiem może jeszcze, że najlepiej jest zwinąć taki przewód w cewkę, czyli taką a’la sprężynę. Powody są trzy. Po pierwsze przewód nam się nie poplącze. Po drugie w środku takiej sprężyny jest miejsce, do którego możemy coś wsunąć. I wreszcie po trzecie kształt ten z jakiegoś powodu wzmacnia generowane pole magnetyczne. Póki co nie przejmuj się tym czemu tak jest i przyjmij to za prawdę objawioną. Wyjaśnię to w następnym artykule.

Elektromagnes

Podłączając elektromagnes do prądu sprawiamy, że wokół niego zaczyna pojawiać się pole magnetyczne. Jest go trochę nad nim, trochę pod nim, ale najwięcej jest w samym środku – to tam nakładają się pola z góry oraz z dołu i wzajemnie się wzmacniają. Stąd, choć moglibyśmy naszym elektromagnesem zacząć pocierać różne przedmioty, to nie ma takiej potrzeby. Wystarczy bowiem wsunąć w jego środek to, co chcemy namagnesować i już. W skrócie możemy więc cały proces magnesowania przy pomocy elektromagnesu rozpisać następująco:

  1. Wytwarzamy pole magnetyczne w elektromagnesie
  2. Wsuwamy do niego mniej lub bardziej podatny magnetycznie przedmiot
  3. Na koniec mierzymy jak bardzo nasz przedmiot się namagnesował (czyli jak silne pole sam zaczął generować)

Pole źródłowe + obiekt testowy = pole wygenerowane. Jeśli dla kogoś to wciąż za dużo znaków, to możemy zapisać to jeszcze prościej:

Wzór ten mógł Ci się już obić o oczy przy okazji poprzednich artykułów. Czy jest prosty? Jak najbardziej. Czy oddaje całą prawdę? Cóż… Gdybyśmy byli bardzo skrupulatni, to słynne Prawo Ohma w postaci U = IR też nie oddaje całej prawdy. Ale oddaje jej dokładnie tyle, ile nam w tym momencie potrzeba. A jak pójdziesz na studia związane z elektrotechniką, albo w przypływie weny kupisz książkę ,,Podstawy teorii pola elektromagnetycznego” pana Piątka, to tam dowiesz się więcej. Aczkolwiek ostrzegam, że to może zmienić twoje życie. W zbyt nagłym przypływie weny możesz przypadkiem wylądować na politechnice, studiując kierunek fizyka techniczna. Żeby nie było, że nie mówiłem.

Wystarczy tego bajdurzenia, wróćmy do B = μH. Ten wzór to właściwie wszystko co musisz wiedzieć o magnetyzacji – jej prawdziwa esencja. Jak to jest, że największe i najważniejsze rzeczy na świecie są opisane najprostszymi równaniami? Nie wiem, ale to właśnie jeden z tych przypadków. To co, rozpracujemy go wspólnie?

Natężenie pola magnetycznego H

Zacznijmy może od wielkiej litery H czyli pola wytwarzanego przez nasz elektromagnes. Fachowo wielkość tę nazywamy natężeniem pola magnetycznego. Natężenie to dość proste słowo – im jest ono wyższe, tym pole magnetyczne jest silniejsze, a więc tym mocniej oddziałuje na otoczenie (mocniej przyciąga, mocniej magnesuje itp.). Ot cała filozofia.

Ale jak sprawić, by natężenie pola magnetycznego H było wysokie? Wcześniej mówiłem, że jeśli chcemy, aby nasz elektromagnes był silny, to musimy użyć dużo drutu oraz dużo prądu. I z grubsza o to właśnie chodzi: mnożysz wartość prądu przez zagęszczenie zwojów na cewce i otrzymujesz H. Że co? Jakie zagęszczenie zwojów? Już tłumaczę.

Jeśli cewka ma 0,1 m długości i posiada 20 zwojów drutu, to ,,gęstość” uzwojeń wynosi w tym wypadku 20 / 0,1 = 200. Innymi słowy na każdy hipotetyczny metr takiej cewki przypada 200 uzwojeń. Teraz mnożymy tę wartość przez prąd o natężeniu na przykład 1 A i w wyniku otrzymujemy H = 200 * 1 = 200. A jednostka? Długość cewki podajemy w metrach, zwoje nie mają jednostki, a prąd jest w amperach.

Wychodzi więc na to, że jednostką natężenia pola magnetycznego H jest amper na metr (A/m). A co myślisz o samym wzorze na H? Prosty i przyjemny, prawda? Możemy z niego wywnioskować, że jeśli zmniejszymy prąd dwukrotnie, to wartość natężenia H również dwukrotnie spadnie. Tak samo jest z gęstością zwojów – jeśli nawiniemy ich nie 20, a 10, wówczas natężenie H spadnie dokładnie o połowę. Polecam samodzielnie podstawić sobie liczby i sprawdzić, czy mówię prawdę.

Przenikalność magnetyczna μ

No dobrze, H mamy już za sobą i wiemy jak działa wytwarzanie pola magnetycznego. Teraz czas coś namagnesować. Obiekt, który poddajemy temu procesowi jest w naszym wzorze B = μH reprezentowany przez tę dziwną literkę ,,u” z ogonkiem. Tak naprawdę to nie żadne ,,u”, a dwunasta litera greckiego alfabetu, którą wymawia się jako ,,mi”. W fizyce pełni ona wiele funkcji, między innymi przedrostka ,,mikro” w określeniach takich jak ,,mikrometr” lub ,,mikrosekunda”. W kontekście naszego dzisiejszego tematu litera μ oznacza przenikalność magnetyczną. Wartość tejże przenikalności decyduje o tym jak duży wpływ na nasz materiał ma pole magnetyczne, które go otacza (np. pole o natężeniu H, wytwarzane przez naszą cewkę). Innymi słowy: im wyższa przenikalność magnetyczna materiału, tym silniej zostanie on namagnesowany. Jaką w takim razie przenikalność mają różne materiały? Zacznijmy może od tego najprostszego, czyli od… niczego.

Elektromagnes w komorze próżniowej

Jeśli zamknęlibyśmy naszą cewkę w komorze próżniowej, wówczas moglibyśmy powiedzieć, że magnetyzujemy… próżnię. Ale jak to? Przecież tam nic nie ma! I tutaj się mylisz, drogi Czytelniku, droga Czytelniczko. W próżni nie ma cząstek materii, tu się zgodzę. Przez to nie rozchodzi się w niej na przykład dźwięk. Ograniczenie to nie dotyczy jednak fal elektrycznych i magnetycznych. Ich nośnikiem są fotony, które mogą lecieć gdzie im się tylko podoba. Z resztą… One nawet wolą, żeby nic nie stało im na drodze (dlatego prędkość światła w próżni jest najwyższa).

W takim razie, skoro pole magnetyczne może rozchodzić się w próżni, to jaką ma ona przenikalność magnetyczną? A taką:

Ależ nieprzyjemna liczba. A jaka dziwna jednostka! Zaznaczę od razu, że widoczne po prawej H w wyrażeniu H/m to nie to samo H co wcześniej. To ,,krzywe” H z poprzednich akapitów (pisane kursywą) oznaczało natężenie pola magnetycznego i było wielkością fizyczną. Z kolei normalne, proste H, widoczne na obrazku powyżej to henr, czyli jednostka fizyczna. Wielkości fizyczne piszemy kursywą, jednostki prostą czcionką. Jasne? Jasne.

Wiesz już zatem jaka jest jednostka przenikalności magnetycznej: henr na metr (H/m). Drugą ciekawostką jest widoczna obok litery μ cyfra 0. Znajduje się ona tam dlatego, że przenikalność magnetyczna próżni to tzw. stała fizyczna, a więc bardzo ważna liczba wykorzystywana w wielu różnych gałęziach fizyki, do wykonywania mniej lub bardziej skomplikowanych obliczeń. Dopisanie do niej małego zera miało za zadanie wyróżnić ją na tle przenikalności innych materiałów.

Ostatnio jednak sprawy nieco się skomplikowały. Otóż w 2018 roku pewni mądrzy ludzie uznali, że nasze dotychczasowe pomiary μ0 były trochę niedokładne. Postanowili więc, że od tego momentu przenikalność magnetyczna próżni będzie aktualizowana – taka stała fizyczna, która nie do końca jest stała. Dziwne to, ale prawdziwe.

Indukcja magnetyczna B

Skoro poznaliśmy przenikalność magnetyczną próżni, to nic nie stoi na przeszkodzie, by podstawić ją do wzoru B = μH i zobaczyć jakie pole B otrzymamy po jej namagnetyzowaniu. Załóżmy, że robimy to przy pomocy elektromagnesu o długości 0,1 m, wyposażonego w 20 zwojów, przez które płynie prąd 1 A. W rezultacie H wyniesie 200 A/m. Przenikalność magnetyczna próżni to około 0,00000125664 H/m, a więc po pomnożeniu obu wartości otrzymamy B równe 0,000251328. Bardzo mała liczba, czyż nie? A co z jednostką? I tutaj robi się ciekawie. Spójrzmy:

Biorąc to na ,,chłopski rozum”, wychodzi na to, że jednostką B jest HA/m2. I jest to jak najbardziej prawdziwa, choć niezbyt ładna jednostka. Na szczęście fizycy wymyślili ładniejszą, do której dojść możemy na kilka sposobów. Ja lubię zacząć od tego, że 1 henr to inaczej:

Podstawiając to do naszego równania z jednostkami, prawie wszystko się skraca i zostaje nam wielka, samotna litera T:

Tak oto naszym oczom ukazała się tesla, jednostka powszechnie wykorzystywana do określania wartości B, czyli indukcji magnetycznej. W naszym przykładzie obliczeniowym otrzymaliśmy indukcję B o wartości 0,000251328 T. Dużo to, czy mało? Bardzo mało! Zwykły magnes na lodówkę ma indukcję 20-krotnie większą, bo wynoszącą nawet 0,005 T. Oczywiście mówimy tu o indukcji maksymalnej, bo jak być może wiesz, wraz z oddalaniem się od magnesu, siła jego pola słabnie. Tak czy owak, 0,000251328 T to bardzo mizerne pole magnetyczne i powody tego stanu rzeczy są trzy: po pierwsze próżnia to kiepski magnetyk, po drugie nasza cewka ma trochę za mało zwojów, a po trzecie puszczony przez nią prąd o natężeniu 1 A to niezbyt duży prąd.

No dobra, to może zbudujemy trochę większą cewkę, puścimy przez nią większy prąd i zmienimy materiał? Pora włożyć do naszej cewki coś innego niż próżnię. Co powiesz na kawałek drewna?

Przenikalność magnetyczna drewna wynosi jakieś 0,00000125663760 H/m. Znowu bardzo mała liczba. Jak wypada ona w porównaniu z poznaną wcześniej próżnią? Może tak będzie łatwiej: przenikalność magnetyczna drewna jest 1,00000043 razy większa od próżni. Czyli jest praktycznie TAKA SAMA. To nie pomyłka – drewno jest wszak paramagnetykiem, co oznacza, że potwornie trudno je namagnesować i nawet potężne pole H nie zrobi na nim wrażenia. No ale co zrobić, spróbujmy chociaż.

Krzywa magnetyzacji

Żeby nasze teoretyczne magnesowanie drewna nie było stratą czasu, to przy okazji wprowadzimy sobie pewien ważny wykres. Będziemy go rysować na takiej oto płaszczyźnie:

Na osi poziomej zaznaczać będziemy to co ,,dajemy”, czyli natężenie pola generowanego przez elektromagnes (H). Z kolei na osi pionowej zaznaczymy to co w rezultacie ,,dostajemy”, czyli indukcję (B). Kilka takich punktów (połączonych linią) da nam doskonały obraz tego jak przebiega magnesowanie. Wykres taki w zachodniej literaturze nazywa się krzywą B-H (ang. B-H curve). W Polsce zaś znany jest on pod nazwą krzywej magnetyzacji. To jak, rysujemy?

Załóżmy, że cewka ma długość taką jak wcześniej (0,1 m), ale tym razem nawinęliśmy na nią 200 zwojów. Dodatkowo puścimy przez nią nieco większy prąd. Niech to będzie kolejno 1 A, 2 A, 3 A i 4 A. Oczywiście zakładamy, że nasza cewka wytrzyma takie natężenie.

Wspomniane wartości natężenia prądu w połączeniu z podanymi wymiarami cewki dadzą nam natężenia pola magnetycznego H o wartościach: 2000 A/m, 4000 A/m, 6000 A/m i 8000 A/m. Oczywiście tylko teoretycznie, bo pomijamy tutaj wszelkie straty i opieramy się tylko i wyłącznie na suchych wzorach.

Zgodnie z równaniem B = μH, mnożymy każdą wartość natężenia H przez przenikalność magnetyczną drewna i uzyskane wartości B zaznaczamy na wykresie. Rezultat? Oto on:

Przy H = 8000 A/m uzyskujemy wartość B = 0,01 T. I z jednej strony można pomyśleć: Wow! Cóż za potężne pole magnetyczne! Jest ono niemal dwukrotnie silniejsze niż przeciętnego magnesu na lodówkę! Jasne, tyle że jest tutaj pewne ,,ale”.

Otóż drewno jest paramagnetykiem, a to oznacza, że nie zachowuje trwale swojej magnetyzacji. Jeśli wyciągniesz je z elektromagnesu (lub wyłączysz prąd), to na powrót stanie się ono nudnym, niemagnetycznym kawałkiem drewna. I tak szczerze mówiąc to… możesz to zrobić od razu. Wspomniane 0,01 T to i tak w większości zasługa elektromagnesu. Gdyby tego kawałka drewna tam nie było, uzyskalibyśmy dokładnie 0,010053096 T. Z drewnem wartość ta wzrasta do 0,010053101 T. Różnica? Oszałamiające 0,000043 %. Czyli tyle co nic. Gdyby umieścić linie magnesowania drewna i próżni na jednym wykresie, to jedna ledwie wystawałaby z nad drugiej!

Mam nadzieję, że rozumiesz już czemu wkładanie paramagnetyków (tak samo jak diamagnetyków) do elektromagnesu nie ma kompletnie sensu. W kontekście uzyskania dużej indukcji B nic nam ono nie daje, a do tego po wyłączeniu prądu cały efekt znika. A jak to jest z ferromagnetykami?

Magnetyzacja ferromagnetyków

Weźmy sobie na warsztat żelazny gwóźdź. Jaka jest jego przenikalność magnetyczna? I tu niespodzianka: nie wiadomo. To znaczy wiadomo, ale to nie jest jedna, konkretna wartość.

Gwoździu, ach gwoździu, czemuś taki tajemniczy?

Niektóre mądre książki podają w swoich tabelach przenikalność magnetyczną żelaza na poziomie 0,0063 H/m. Jest ona zatem około 5000 razy wyższa od próżni. Inne zaś podają, że może ona być 10000 razy wyższa, a inne, że nawet 200000 razy wyższa! Skąd te różnice? Po pierwsze: żelazo żelazu nierówne. Po drugie: jakąkolwiek wartość znajdziesz w tabelach pamiętaj, że jest to tylko i wyłącznie wartość maksymalna. Co to znaczy i czemu masz się tym przejmować? Już tłumaczę.

Jeśli czytałeś mój artykuł o ferromagnetyzmie to wiesz, że tego typu materiały składają się z tzw. domen magnetycznych. Początkowo pole magnetyczne każdej z domen skierowane jest w losowym kierunku, co oznacza ni mniej ni więcej, że ferromagnetyk nie jest namagnesowany. Jeśli jednak poddasz go procesowi magnesowania, wówczas domeny zaczną się stopniowo obracać. Po pewnym czasie, gdy wszystkie zostaną zorientowane mniej więcej w tym samym kierunku, ferromagnetyk zostanie magnetycznie nasycony, czyli ,,po polskiemu” w pełni namagnesowany.

Fakt stopniowego obracania się kolejnych domen ma ogromny wpływ na podatność magnetyczną materiału. Na początku, gdy domen do obrócenia jest mnóstwo, jest ona najwyższa. Wystarczy wtedy niewielki wzrost natężenia pola magnetycznego H by cała masa domen zaczęła lawinowo zmieniać orientację.

Z czasem jednak, gdy domen do obrócenia pozostaje coraz mniej, trzeba bardzo mocno zwiększać wartość H, by przekonać te ostatnie niedobitki do zmiany orientacji. Przez to, im bliżej stanu nasycenia jesteśmy, tym podatność magnetyczna ferromagnetyka jest mniejsza. Zresztą… Wszystko to będzie doskonale widać na wykresie. Zaczynamy:

Na powyższym obrazku widzisz efekt stopniowego zwiększania natężenia H od wartości 0 A/m do 2000 A/m. Widać, że krzywa niejako się rozpędza, czyli zaczyna coraz szybciej rosnąć. Jest to całkiem normalne – domeny też potrzebują nieco zachęty, by zacząć się obracać i nie robią tego od razu. Kiedy wartość natężenia H jest już dość konkretna, indukcja B zaczyna bardzo szybko rosnąć. Zauważ, że przy 2000 A/m mamy już ponad 0,5 T! A to dopiero początek drogi. Co dalej?

Idąc w kierunku 4000 A/m, krzywa pnie się ostro w górę, ale pod koniec zaczyna się załamywać. Jest to efekt tego, o czym pisałem wcześniej: coraz mniej domen pozostało na placu boju i zwiększanie natężenia H daje coraz mniejsze efekty. Ale za to przebiliśmy już 1,5 T!

Przekroczenie 6000 A/m to dalsze ,,wypłaszczanie” krzywej, aż wreszcie, przy 8000 A/m, docieramy do sufitu. Jest to punkt, w którym wszystkie domeny zostały obrócone, a nasz ferromagnetyk się niejako ,,nasycił”. Stąd punkt ten nazywa się punktem nasycenia lub punktem saturacji, a odpowiadającą mu wartość indukcji oznacza się jako Bn lub Bs. W naszym przypadku wynosi ona około 2 T. To więcej niż najsilniejsze magnesy neodymowe i samarowe! I nie jest to błąd. Taka wartość jest jak najbardziej realna w przypadku żelaza, ale o tym pomówimy za chwilę.

Zaznaczę najpierw bardzo ważną rzecz, którą w książkach się raczej przemilcza: Indukcja w punkcie saturacji nie jest maksymalną indukcją, jaką możemy uzyskać podczas magnetyzacji ferromagnetyka! Możemy wszak dalej zwiększać nasze H i w rezultacie osiągać jeszcze wyższe wartości B. Różnica polega na tym, że od teraz nie ma to zbyt wiele sensu. Domeny zostały wszak obrócone, a więc główna zaleta ferromagnetyka zniknęła. Od tej pory zachowuje się on jak zwykły paramagnetyk. To znaczy, że dalsze zwiększanie H będzie powodować bardzo niewielki, ledwie zauważalny wzrost B. A skoro o niewielkim wzroście B mowa: pamiętasz jeszcze nasze drewno? Możemy dla zabawy umieścić linie jego magnetyzacji na tym samym wykresie. Tak dla porównania:

Widzisz ją? Ledwie wystaje ponad poziomą oś! Taka jest właśnie potęga ferromagnetyków. Przy ,,zaledwie” 8000 A/m elektromagnes, w który włożony jest gwóźdź, potrafi wygenerować indukcję tysiące razy większą od elektromagnesu wyposażonego w kawałek drewna. Taki sam prąd płynący przez cewkę (czyli tyle samo energii włożonej do układu), a dwa zupełnie odmienne rezultaty. Jasne, oba takie elektromagnesy bez trudu przykleją się do metalowej lodówki, ale ten z żelaznym gwoździem w środku oderwiesz od niej tylko razem z drzwiami.

Poza zdecydowanie potężniejszym polem magnetycznym, bardzo ważną cechą odróżniającą ferromagnetyki od paramagnetyków jest to, że, wyłączenie prądu nie powoduje zaniku ich magnetyzacji! Wszystko za sprawą domen, które, jak widziałeś wcześniej, trochę niemrawo zaczynały się obracać i potrzebowały do tego nieco zachęty. Z tego samego powodu (czyli wrodzonego lenistwa) będą wolały zachować orientację nadaną im w trakcie magnetyzacji. Oczywiście nie wszystkie (bo w każdej rodzinie trafiają się jakieś czarne owce), ale faktem jest, że indukcja pozostanie na wciąż przyzwoitym poziomie. Zresztą wyłączmy prąd (czyli pole H) i zobaczmy jak wygląda to na wykresie:

W zależności od ferromagnetyka i jego czystości, spadek indukcji może być większy lub mniejszy. Nie mniej jakaś zawsze nam pozostaje, a do tego ma ona specjalną nazwę: indukcja pozostałości magnetycznej. Albo ładniej: indukcją remanencji. Symbol to zwykle Br.

Na wykresie widzimy, że indukcja spadła z wartości 2,0 T do około 1,4 T. Trochę to boli. Nagrodą jest jednak fakt, że właśnie stworzyliśmy magnes trwały! Albo może powinienem powiedzieć prawie trwały, bo jak wspomniałem wcześniej, kilka mocnych uderzeń lub wrzucenie do kominka mogą zupełnie rozmagnesować nasze żelastwo.

Oprócz napaści fizycznej i wysokiej temperatury istnieje jeszcze jeden sposób na to, by pozbyć się indukcji remanencji i rozmagnesować ferromagnetyk. Wystarczy puścić przez nasz elektromagnes prąd w przeciwnym kierunku, czyli niejako zamienić bieguny wytwarzanego wokół niego pola magnetycznego.

W ten sposób ponownie wymuszamy magnesowanie, ale w drugą stronę. To znaczy, że wszystkie domeny będą teraz kolejno obracały się o 180 stopni. Przez to indukcja remanencji będzie stopniowo maleć, aż wreszcie dojdziemy do punktu, w którym ponownie będzie równa zero.

Wartość natężenia H, przy której indukcja remanencji spada do zera, to szalenie ważny parametr. Nic więc dziwnego, że tak jak poprzednie ważne punkty, otrzymał on własną, specjalną nazwę. Brzmi ona: natężenie koercji, a jej symbol to Hc . Mała literka ,,c” pochodzi od angielskiego coercivity, oznaczającego przymuszenie, wymuszenie. I w sumie nawet pasuje, bo jest to rozmagnesowanie – na swój sposób – przymusowe.

A skoro puściliśmy już prąd przez elektromagnes w drugą stronę, to może sprawdźmy co się stanie, gdy jego wartość jeszcze bardziej wzrośnie? Jak łatwo się domyślić, w pewnym momencie również dotrzemy do punktu nasycenia, w którym wszystkie domeny zostaną obrócone w drugą stronę.

Specjalnie nie podaję na wykresie wartości ujemnych, bo często dostaję pytania w stylu: Jak jakaś wielkość fizyczna może być ujemna? Otóż w tym wypadku (jak i wielu innych) ujemność oznacza tylko i wyłącznie zmianę kierunku. Konkretnie: zmianę kierunku pola magnetycznego, a więc zamianę bieguna N z biegunem S. To wszystko.

No dobrze, wróćmy do wykresu. Jesteśmy w drugim punkcie nasycenia i dalsze zwiększanie wartości prądu nie ma sensu. To może znowu go wyłączmy? W ten sposób odnajdziemy drugi punkt remanencji Br.

Prąd płynący przez elektromagnes wynosi teraz 0 A (a więc i natężenie pola H wynosi 0 A/m). Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by przywrócić pierwotną polaryzację i znowu zwiększać wartość natężenia H. W ten sposób miniemy drugi punkt koercji (w którym ferromagnetyk ponownie zostaje rozmagnesowany) aż wreszcie dotrzemy do pierwszego punktu nasycenia. Tak oto cały cykl się zamknie.

Stworzyliśmy zatem dwie linie. Jasnoszara nazywana jest krzywą pierwotną magnesowania. Ta jest dla nas mało istotna. Ważniejsza jest za to ta ciemnoszara, zamknięta krzywa, którą w języku fizyków nazywa się pętlą histerezy (ang. hysteresis loop). Histereza – bardzo ładne słowo, które nie ma absolutnie niczego wspólnego z historią, ani histerią. Wywodzi się ono bowiem z greckiego husteros, oznaczającego spóżniony. I trzeba przyznać, że ma to jakiś sens. Zauważ, że gdy natężenie pola H maleje i spada poniżej zera, indukcja B jeszcze przez chwilę pozostaje dodatnia (dopóki nie przekroczymy punktu Hc). Tak samo jest w drugą stronę. Gdy podnosimy wartość H z ujemnej, na dodatnią, wartość B jeszcze przez chwilę pozostaje ujemna. Reaguje ona więc niejako z opóźnieniem na zmianę wartości H. Fizycy powiedzieliby, że aktualna wartość B zależy od tego, co działo się wcześniej – taka jest zresztą definicja histerezy. Ja wolę jednak taką wersję: opóźnienie indukcji B wynika z lenistwa domen magnetycznych. I na tym poprzestańmy.

Kilkukrotnie w trakcie rysowania tej ładnej, łezkowatej krzywej wspominałem (mam nadzieję), że wartości indukcji Bs i Br z jakimi mamy do czynienia bardzo mocno zależą od tego jaki ferromagnetyk magnesujemy. Prawdą jest bowiem, że ferromagnetyk ferromagnetykowi nierówny, a pętla histerezy jest jak… uroda. Każdy ma swoją. Dlatego poniżej przedstawiam kilka przykładów jak różnorodnie takie pętle mogą wyglądać:

Zaczerpnięto z [1]

Pętla histerezy to swego rodzaju wizytówka ferromagnetyka, z której fizycy potrafią odczytać wiele istotnych parametrów. I choć każda jest niepowtarzalna niczym płatek śniegu, to możemy wśród nich wyróżnić dwie wiodące grupy kształtów. Pierwszy z nich wygląda mniej więcej tak:

Podstawowe cechy tejże pętli to:

  1. Dość wysoka wartość indukcji nasycenia Bs,
  2. Niewiele mniejsza indukcja remanencji Br,
  3. Baaardzo duża wartość natężenia koercji Hc.

Warto zauważyć, że na powyższym wykresie natężenie H wyrażone jest w kiloamperach, czyli tysiącach amperów. Nie muszę chyba mówić, jak potężnym natężeniem jest 80 kA/m.

Wracając jednak do rysunku: tego typu pętla histerezy, o bardzo szerokim, nieco kwadratowym kształcie, jest bardzo pożądana przez wytwórców magnesów trwałych. Co prawda do pełnego namagnesowania takiego ferromagnetyka potrzeba potężnego elektromagnesu, ale w zamian nie traci on wiele indukcji po zakończeniu magnetyzacji, a do tego potwornie trudno go potem rozmagnesować.

Nic więc dziwnego, że tego typu ferromagnetyki potocznie nazywa się twardymi. W poniższej tabeli przedstawiam przykładowe wartości indukcji remanencji oraz natężenia koercji kilku najtwardszych znanych ferromagnetyków.

Charakterystyka wybranych ferromagnetyków twardych

MateriałBr [T]Hc [kA/m]
FeCoCr0,920
AlNiCo1,2124
Ferryt0,4275
NdFeB1,01200
SmCo0,91500

Jak można się było domyślić, pod względem ,,twardości” prym wiodą mieszanki stosowane do wyrobu magnesów neodymowych (NdFeB) oraz samarowych (SmCo). Magnesy AlNiCo są co prawda odrobinę mocniejsze, ale za to nieporównywanie mniej trwałe.

Drugą charakterystyczną grupą jeśli chodzi o kształt pętli histerezy są ferromagnetyki miękkie. Wyglądają one mniej więcej tak:

Od razu zwrócę uwagę, że powyżej nie mamy już kiloamperów na metr (kA/m), a jedynie ampery na metr (A/m). Niesie to za sobą kilka istotnych wniosków:

  1. Ferromagnetyki miękkie to rekordziści jeśli chodzi o indukcję nasycenia Bs.
  2. Wartość indukcji remanencji Br jest już niestety sporo niższa (nawet o 50%),
  3. Namagnesowanie i rozmagnesowanie takiego ferromagnetyka nie wymaga silnego pola magnetycznego i jest niemal natychmiastowe.

Innymi słowy ferromagnetyki miękkie to bardzo dobre magnetyki, ale przy tym niezbyt trwałe. Stąd sprawdzają się one doskonale tam, gdzie potrzebujemy pola magnetycznego, które łatwo ,,wyłączyć” lub zmienić jego polaryzację. Przykładem mogą być tutaj transformatory, które do transformacji napięcia wykorzystują zjawisko indukcji elektromagnetycznej. Jako iż są one zasilane prądem przemiennym (zmieniającym polaryzację 100 razy na sekundę), to wolelibyśmy, żeby większość tego prądu nie była marnowana na ciągłe przemagnesowywanie ferromagnetyka. Chcemy żeby działo się to szybko i przy małym nakładzie energii.

Natężenie koercji materiałów spełniających tego typu wymagania nie przekracza zwykle wartości 100 A/m. Idealnie, jeśli wynosi ona mniej niż 10 A/m, aczkolwiek jest to niezwykle trudne do uzyskania. Czyste żelazo (99,95% Fe) ma na przykład wartość natężenia koercji równą 4 A/m. Niestety tak wysoką czystość tego pierwiastka da się utrzymać tylko w laboratorium. Zwykłe, komercyjnie dostępne żelazo charakteryzuje się natężeniem koercji w przedziale 20-100 A/m. Z kolei permendur (stop żelaza, kobaltu i wanadu), czyli obecny rekordzista wśród ferromagnetyków miękkich jeśli chodzi o indukcję nasycenia (2,43 T) ma z kolei natężenie koercji na poziomie 200 A/m.

Wiesz już zatem co odróżnia ferromagnetyki twarde od miękkich. Na tym etapie, w każdej szanującej się książce na temat magnetyzmu, pojawia się obrazek, na którym widzimy porównanie obu pętli histerezy na jednym wykresie. Niestety z powodu gigantycznej wręcz różnicy w natężeniu koercji obu typów ferromagnetyków, wykresy te nie są zazwyczaj zbyt dokładne jeśli chodzi o odwzorowanie skali. Ale co mi tam… Ja też chcę mieć taki obrazek. Postarałem się jednak, aby był on możliwie realistyczny. Oto efekt moich prób:

Wypunktujmy zatem podstawowe różnice między tymi pętlami:

  1. Pętla histerezy ferromagnetyków miękkich jest zwykle wyższa i dużo węższa
  2. Pętla histerezy ferromagnetyków twardych jest zwykle niższa i dużo szersza

Pogrubiłem słowo zwykle, bo jak się przejrzy kilka prac naukowych na temat współcześnie odkrywanych ferromagnetyków, to można zobaczyć różne cuda. Niestety w większości przypadków mają one rację bytu tylko w laboratoriach i w bardzo wąskim zakresie zastosowań.

Podsumujmy

Niniejszym witam Cię na końcu tej długiej podróży przez meandry magnetyzacji. Podsumowanie? Bardzo proszę. Oto kilka kluczowych punktów:

  1. Magnetyzacja to inaczej namagnesowanie.
  2. Aby namagnesować przedmiot, można go pocierać magnesem, ale znacznie lepiej włożyć go do elektromagnesu.
  3. Natężenie pola wytwarzanego przez elektromagnes (H) zależy od wartości puszczonego przez niego prądu oraz ,,gęstości” jego uzwojeń.
  4. Im silniejsze pole magnesujące (H) i bardziej podatny materiał (μ), tym silniejsze pole wytworzone w materiale (B)
  5. Paramagnetyki mają niskie wartości podatności magnetycznej – niewiele wyższe od próżni. Do tego tracą cała magnetyzację po wyciągnięciu ich z elektromagnesu.
  6. Ferromagnetyki pozwalają uzyskać potężne pole magnetyczne, a także zachować je na dłużej.
  7. Ferromagnetyki miękkie nie wymagają do tego dużych nakładów energii, ale za to łatwo je rozmagnesować.
  8. Ferromagnetyki twarde potrzebują do namagnesowania potężnego pola H, ale w zamian są znacznie trwalsze.

Dziękuję bardzo za uwagę! Jeśli zrozumiałeś dzisiejszy materiał, to jesteś już o krok od zrozumienia jak działa elektromagnes i transformator. O tym porozmawiamy jednak przy okazji kolejnych artykułów, na które już teraz serdecznie Cię zapraszam. Do usłyszenia!


Dzięki za poświęcony czas!


Bibliografia

  1. Handbook of Magnetic Measurements – S. Tumanski, CRC Press, 2011
  2. Modelling the Magnetic Permeability of General Steels – artykuł dostępny pod adresem: https://www.sentesoftware.co.uk/site-media/magnetic-permeability
  3. Magnetism and Magnetic Materials – J. M. D. Coey, Cambridge University Press, 2009
  4. Elektrotechnika – S. Bolkowski, WSiP, 2018


SEPapka

Mobilny Niezbędnik Elektryka
Sprawdź!



Krótka Historia Elektryczności

A może chciałbyś przeczytać ciekawą książkę?
Pewnie!


Czytaj dalejMagnetyzacja – dlaczego jest tak ważna?

Koniec treści

Nie ma więcej stron do załadowania